Muszę przyznać, że druty nie takie straszne na jakie wyglądają, a włóczka wcale się nie pląta w gordyjskie supły, ale pięknie układa w różne faktury - w zależności od tego, gdzie i jak ją drut poprowadzi.
Dziś podsumowanie drutowej przygody, które zaowocowało ukończonymi 5 kwadracikami pledowymi.
Kwadracik 1 - zmora z tym sercem do wyhaftowania - zamiast pięknego ściegu jawi się śliczny ścieg, ale iście chirurgiczny nadający się idealnie do cerowania ludzi. W ogóle nie mogę rozszyfrować instrukcji, co autor miał na myśli. Na razie zostawiam tak, a chyba pójdę na tłumaczenie do kogoś mądrzejszego....
Kwadracik 2 - to już było bardzo przyjemnie:
Kwadracik 3 - oczywiście do ideału mu daleko, niemniej jednak udało mi się połączyć 2 kolory ze sobą. Nie obyło się bez zaplątania włóczkowego kilkakrotnie i mieszania się drutów, ale z efektu końcowego dumna jestem :)
Kwadracik 4 - super przyjemne tworzenie jak i wykończenie, bo trudno, żebym krzyżyka porządnie nie umiała wyhaftować - pfff...
Kwadracik 5 - cud-miód, fantastycznie się dziergało, na koniec sama sobie zafundowałam owację na stojąco - a co, trzeba się cenić :).
Drutowo to już koniec, czekam z niecierpliwością na kolejne numery i wyzwania.
A teraz fotka dedykowana specjalnie dla Safrin - mój ostatni gastronomiczny wyczyn :). Piszę wyczyn, bo tak naprawdę gotować zaczęłam całkiem niedawno i dopiero odkrywam uroki kuchenne. Do niedawna bardzo standardowo - woda na herbatę + jajecznica. Od niedawna próbuję jednak sił i trudy się opłacają, jeszcze nie wyszło mi nic paskudnego, albo niezjadliwego. A gotuję przede wszystkim rzeczy szybkie i proste - więc jakbyś miała chęć, chętnie podeślę jakiś przepisik :).
Oto mój kurczak z ananasem w sosie curry, podany z brązowym ryżem:
Oj smaczny był.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz